Właśnie byłam w drodze do domu Rhody’ego
Była sobota i 14.00 więc mogę siedzieć do póki się nie ściemni. Oczywiście poszłabym wcześniej, ale musiałam posprzątać pokój. Stanęłam przed drzwiami i zadzwoniłam. Po kilku sekundach otworzyła mi czarnoskóra kobieta. Tak, to z pewnością pani Rhodos.
-Dzień dobry – przywitałam się z nią, najlepiej jak umiałam.
-Witaj Pepper. Wejdź do domu, pewnie zmarzłaś jak tu szłaś - gestem ręki, zaprosiła mnie do środka. A z tym zmarznięciem to miała rację. Na dworze było chyba z pół metra śniegu! Wyobrażacie to sobie? U nas jeszcze nigdy nie spadło tak dużo śniegu.
-Jest Tony?
-Tak, jest na górze z Rhodym.
Gdy tylko odwiesiłam kurtkę, pognałam na górę. Nie było trudno się domyślić gdzie są chłopcy, ponieważ było słychać ich śmiechy już na dole. Weszłam do pokoju w którym siedzieli. Rhodey był przy komputerze i grał w jakąś gre, chyba jakieś auta jak dobrze widze. Tony za to siedział koło niego i nabijał się z taktyki jazdy towarzysza.
-Nie umiesz pukać? – spytał Rhodey
-Jak widać nie umiem – odparłam i podeszłam do nich bliżej, by cokolwiek widzieć.
-Chcesz zagrać?- zapytał Tony z złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
-Jasne – Matko jedyna, ośmieszę się przed nimi. Przeciesz ja nigdy w to nie grałam. Będą mieli ze mnie niezły ubaw. Rhodey ustąpił mi miejsca i pokazał jakimi klawiszami jeździć.
Dobra raz kozie śmierć. Powiedziałam mu żeby wznowił grę. I tu zaczynała się moja kompromitacja. Jeździłam jak pijana. Wyrywałam wszystko co stanęło mi na drodze. Znaki, kosze na śmieci, bramki i lampy. Nic dziwnego że policja mnie goniła. Gdy już myślałam że im zwiałam, oni zagrodzili mi drogę kolczatką i jak głupia w nią wjechałam. W efekcie tego zdarzenia, przebiłam wszystkie cztery opony i już nie dało się
jechać. Tony nie wytrzymał i zaczął się śmiać na cały głos. W jego ślady poszedł Rhodey. Spróbowałam jeszcze raz. Na początku było dobrze, ale potem katastrofa. Gdy zderzyłam się z setnym samochodem wrzasnęłam:
-Jak jeździsz baranie!
-Mój samochód! Doszczętnie go zniszczyłaś – żalił się Tony. No tak, auto wyglądało jakby po nim czołg przejechał. Nie miało żadnej szyby, a przednia maska już dawno odleciała. Po kilku sekundach odleciał również spojler i tylni zderzak(przedni zrobił to wcześniej)
-Trzeba było mi nie dawać – wzruszyłam ramionami i zatrzymałam gre.
-Nie no coś ty, dla tak dużej dawki śmiechu, warto było wirtualne auto poświęcić – zachichotał Tony. Ja mu dam, naśmiewać się z Pepper Potts.
Wstałam z krzesła i z całej siły, nadepnęłam mu na stopę.
-Auć! – krzyknął po czym posłał mi mordercze spojrzenie.
-Pepper, po co to zrobiłaś?- spytał ze śmiechem Rhodey
-Dla jaj – odpowiedziałam mu najzwyczajniej w świecie.
Nie wiem czy ja tak długo u nich siedziałam, czy po prostu na dworze szybko zapada zmierzch. Spojrzałam na zegarek i okazało się ze miałam rację w tym pierwszym. Była już 18.30. Pora się zbierać do domu.
-To na razie – pożegnałam się po czym zeszłam na dół. Zastałam tam mamę Rhody’ego, która wyglądała nerwowo za okno.
-Do widzenia pani Rhodes.
-A ty gdzie?- spytała mnie, odwracając się w moją stronę.
-No jak to gdzie, do domu – to było przeciesz oczywiste.
-Obawiam się że nigdzie nie pójdziesz
-Dlaczego?
-Śniegu nasypało tak dużo, ze nijak z tond nie wyjdziemy. Drzwi nie dadzą się otworzyć, okna zresztą też. – nie mogłam w to uwierzyć więc podeszłam do okna i to co mówiła pani Rhodes było najszczerszą prawdą. Na dworze było ogromnie dużo śniegu. Zasypało drzwi do połowy.
Okna przepuszczały światła, tyle co nic. No pięknie, utknęłam tu.
-Nie przejmuj się. Zrobię ci posłanie i będziesz mogła tu przenocować.
-Dziękuje, ale co z moją mamą?
-Dzwoniłam już do niej i uważa że powinnaś zostać, niż iść na taki mróz.
-No to…wracam do chłopaków
Gdy ponownie weszłam do pokoju, chłopcy byli zdziwieni moim powrotem. Przeciesz miało mnie tu nie być.
-Co, zapomniałaś mnie pobić? – spytał ironicznie Tony.
-Nie.
Wytłumaczyłam im co i jak. Nie powiem że moje nocowanie, wywołało jakiś entuzjazm, ale na pewno cieszyli się, bo będą mogli dać mi porządną lekcję nauki jazdy. No więc jak już wszystko ustaliliśmy, znów stanęłam twarzą w twarz z kompromichą. Gdy tylko znów wjechałam na jakiś samochód, poczułam na swojej prawej dłoni, czyjąś dłoń. To był Tony, uśmiechnął się do mnie i lekko naciskał moimi palcami strzałki. Z jego pomocą nie przywaliłam już w żadne auto ani drzewo. Muszę powiedzieć że to świetny nauczyciel. Gdy zostawił mnie samą, mogłam w dumą powiedzieć, ze potrafię w tą grę grać.
Nagle ekran monitora zrobił się czarny i wszędzie zgasło światło. Upss, coś źle nacisnęłam?
-Świetnie – powiedział sarkastycznie Tony.
-Tylko tego brakowało – westchnął Rhodey.
-Nie ma prądu, co za pech, a tak dobrze mi szło.
-Rhodey, Tony i Pepper, zejdźcie na dół – zawołała pani Rhodes.
-Idziemy – powiedział Tony i już po chwili nasza trójka schodziła w dół po schodach, w zupełnej ciemności.
Nagle potknęłam się i wpadłam na Tony’ego i oboje zlecieliśmy z hukiem ze schodów. Całe szczęście, ze nie staranowałam Rhody’ego. Gdy otworzyłam oczy, zauważyłam iż w wyniku wypadku, leżałam na Tonym a przede mną, może jakieś dwa centymetry, znajdowała się jego twarz.
Zarumieniłam się ale całe szczęście w domu było ciemno i nikt tego nie zauważył. Podniosłam się i pomogłam wstać istocie, na której wylądowałam.
-Bardzo cię przepraszam – wymamrotałam pod nosem.
-Co się stało mamo?- spytał Rhodey.
-W całym mieście nie ma prądu, będziemy musieli spać wszyscy w salonie.
-Czemu?- spytał z zaciekawieniem Tony.
-Bo w całym domu będzie strasznie zimno, bo mamy ogrzewanie na prąd- wytłumaczyła pani Rhodos a po chwili spytała :
-Jesteście głodni?
-Tak – odpowiedzieliśmy chórem
-To ja i Pepper przyrządzimy kolację a wy chłopcy, poznoście pościele i rozłóżcie sofę.
Matka Rhody’ego, objęła mnie ramieniem i zaprowadziła do kuchni. Zapaliła kilka świec (po kilka przyszedł Rhodey, bo w salonie też panowały egipskie ciemności) i wyciągła z lodówki potrzebne rzeczy. Gdy ja i Pani Rhodos robiłyśmy kanapki, usłyszałyśmy jak ktoś w salonie głośno przeklął. Puściła do mnie perskie oko i krzyknęła.
-Który to?! – spytała kobieta z udawaną złością.
-To on! – krzyknęli obaj.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Mają fajnie, razem mieszkają. Pewnie się tu świetnie bawią gdy ja tym czasie siedzę u siebie w domu. Gdy kolacja była gotowa, zasiedliśmy do stołu i po kilku minutach, nie było śladu po kanapkach. Potem udaliśmy się do salonu, gdzie pięcioosobowa sofa, przeobraziła się w wielgachne łóżko.
-Ja śpię od brzegu ! – krzyknęłam i pobiegłam zająć sobie miejsce.
-A guzik bo ja – usłyszałam za sobą głos Tony’ego i zauważyłam że się do mnie zbliża.
-Pierwsza zaklepałam.
-I co z tego – mówiąc to chwycił mnie w tali , gwałtownie podniósł i zaczął obracać mnie, tak jak to zazwyczaj robią zakochani. Ja zaczęłam krzyczeć i błagać żeby znów mnie postawił. Od tego kręcenia zrobiło mi się niedobrze. Po tym jak wbiłam moje paznokcie do jego reki, posłuchał mnie i postawił z powrotem za ziemię.
-Nie słyszałeś, że kobiety mają pierwszeństwo? – spytałam
-Tak, tak – machnął ręką i ciężko westchnął a po chwili dodał – niech ci będzie, śpisz z brzegu.
-Super.
Mama Rhody’ego kazała nam iść spać, ale jak tu spać skoro jest dopiero 20.00 ? No wiec wleźliśmy pod kołdrę żeby się nieco ogrzać.
Ustaliliśmy że śpimy tak : Ja, Tony, Rhodey i Pani Rhodes. Super, śpię koło Tony’ego, ale mimo to postanowiłam trochę mu po dokuczać.
-Proszę Pani, ja nie chce spać koło…tego czegoś – wskazałam ręką na Starka.
-Pepper, innej opcji nie ma.
-Ale…wiadomo co mu przyjdzie do głowy? – zaczęłam swój wywód.
-Ta, chyba tobie – włączył się do rozmowy Tony.
-Yhy, nie jestem głupia.
-No nie był bym tego taki pewny.
-Sądzisz że jestem głupia?
-Nic takiego nie powiedziałem.
-Ogłaszam wszem i wobec że Anthony Edward Stark to skończony dureń – uśmiechnęłam się tryumfalnie.
-A ja ogłaszam że Patricia Potts na świra.
Gdy my wymyślaliśmy sobie nawzajem coraz to gorsze wyzwiska, usłyszałam jak Pani Rhodes rozmawia z Rhodeym.
-Czy oni tak zawsze? – spytała syna.
-Tak. To ich sposób wyznawania sobie miłości – odpowiedział a my w tym czasie odwróciliśmy głowy w ich stronę i popatrzyliśmy się na
Rhody’ego.
-No co, mówię to co widze – usprawiedliwił się.
Przez kilka minut ja i Tony, nie rozmawialiśmy ze sobą, przez co było cicho w pomieszczeniu. Każde z nas było pogrążone w swoich myślach.
Ciekawe o czym myślał Tony. Na pewno nie o mnie.
-Dobranoc – powiedziała nam mama Rhody’ego na co my odpowiedzieliśmy jej to samo chórem. W niedługim czasie, wszyscy usnęli, o dziwo, nawet ja.
Lekko otworzyłam oczy i tuż przed sobą zauważyłam Tony’ego. Dopiero teraz zorientowałam się, czemu on jest tak blisko mnie. Otóż spałam, teraz to leżałam, wtulona do niego. Powoli( bo szczerze mówiąc nie miałam najmniejszej ochoty się od niego odczepić) acz stanowczo, odsunęłam się od przyjaciela i usiadłam na sofie. Rhody’ego i jego mamy nie było, a w domu było o wiele cieplej niż przedtem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i usłyszałam że ktoś rozmawia z kimś przez telefon. Nie myśląc dłużej, wstałam i po cichutku na palcach, zakradłam się do kuchni. Miałam racje. Pani Rhodes, trzymała jedną ręką telefon przy uchu, a drugą robiła śniadanie. Zauważyłam również, że Rhodey siedział przy stole i coś czytał, chyba jakąś gazetę.
-O Pepper, obudziłaś się, a Tony jeszcze śpi?- spytał Rhodey. Gdy już miałam odpowiedzieć, ktoś mnie ubiegł.
-Nie, już nie śpię – odpowiedział nasz geniusz.
-Kiedy ty wstałeś?- spytałam.
-Jakieś trzy godziny przed wami – oznajmił, lekko śmiejąc się, domyślam się że z nas.
-To która godzina?! – wrzasnęłam tak głośno, że Pani Rhodes się wystraszyła.
-12.00 – i znów mówił jednocześnie śmiejąc się.
-Dwunasta?! – krzyknęłam znowu.
-Kochanie nie martw się, twoja mama zaraz tu przyjdzie z twoim tatą – powiedziała spokojnie Pani Rhodes.
-Proszę Pani, nie chcę być niemiła ale nie lubię określenia „kochanie” – musiałam to wyjaśnić. O tak, nie cierpie jak się tak do mnie mówi.
-Będę pamiętać – uśmiechnęła się promiennie i postawiła na stole góre kanapek. Wszyscy zasiedliśmy do stołu. Po nie długim czasie, nasza trójca udała się do salonu a Pani Rhodes posprzątała po śniadaniu. Potem chłopcy złożyli sofę i poszli na górę zanieść pościele. Ja w tym czasie dorwałam pilota i zaczęłam skakać po kanałach. Zostawiłam na 4fun.tv.
-Tylko mi nie mów że lubisz Metallice – tak, właśnie na tym o to kanale był teledysk, tegoż zespołu, a Tony jak zwykle znajdzie powód żeby się ze mnie pośmiać.
-Nie… ale niczego innego nie ma w tym pudle!
-Nie denerwuj się…kochanie – zachichotał. C-co on powiedział?! Niech na ja go tylko dorwę. Przeciesz to wiadome że się ze mnie nabija.
Złożyłam dłoń w pięść i gdy już miałam nią przywalić Tony’emu, ktoś zadzwonił do drzwi. A niech to. To moi rodzice. Zepsuli mi taką piękną chwilę. Moja mama przyniosła mi ubrania na przebranie. Od razu je chwyciłam i udałam się do łazienki się przebrać. Nie powiem moja mama miała gust. Przyniosła mi czarne rurki, różowy podkoszulek i na to rozsuwaną czarną bluzę. Przeczesałam włosy grzebieniem i wyszłam. Tuż przy drzwiach stał wnerwiający geniusz, który za każdym razem jak się tylko pojawiał, doprowadzał moje serce, do wstrzymania akcji.
Zagwizdał z podziwem.
-No, no, no. Ładnie wyglądasz…kochanie
-Jeszcze raz tak powiesz, a urwę ci ten głupi łeb – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Świetnie, teraz jak powiedziałam że nie lubię zwrotu „kochanie” on będzie to powtarzał w kółko, do póki nie wykituje. Zeszłam na dół po czym dowiedziałam się dwóch rzeczy :
1. Prąd wrócił.
2. Mama i tata, chwilę tu posiedzą.
No więc czekała mnie jeszcze godzina, jak nie więcej, z tym egoistycznym, wkurzającym…mądrym, przystojnym, zaraz, zaraz wróć. Mądrym? Przystojnym? Ja go właśnie obrażam, niech dotrze wreszcie do mojego łba, że NIC Z TEGO. On woli tą plastikową blond idiotkę, która uważa się za lepszą ode mnie. Usiadłam więc koło mojego taty i cierpliwie(można tak powiedzieć) czekałam aż pójdziemy do domu. Dobrze, że chociaż Tony’ego tu nie ma, bo od razu zaczął by mi dogryzać.