Rozdział 1 "Romeo i Julia"
26 sierpnia 2011, 17:44
Ja i Rhodey byliśmy już w szkole. Czekaliśmy na Tony’ego, on jak zwykle gdzieś poleciał w tej swojej zbroi, niewiadomo gdzie. Kiedy ten chłopak zrozumie, że jak go wywalą ze szkoły, to straci swoją firmę.
-Jak myślisz, ile tym razem się spóźni?- wyrwał mnie z zamyślenie mój towarzysz.
-Pewnie w ogóle nie przyjdzie na pierwszą lekcje, znając go – odpowiedziałam mu, ciężko wzdychając. To była najbardziej wkurzająca cecha Tony’ego. Nie traktował szkoły na poważnie.
Nagle ku naszemu zdziwieniu dostrzegliśmy go biegnącego w naszym kierunku. Przetarłam oczy, nie nic mi się nie zdawało, to rzeczywiście był on. Spojrzałam na zegarek w moim telefonie, było jeszcze 10 minut do lekcji. To niebywale, chyba po raz pierwszy jest tak wcześnie w szkole.
-Gdzieś ty był? – spytał Rody, gdy Tony do nas dobiegł.
-Musiałem załatwić kilka spraw- wytłumaczył, ledwo łapiąc oddech.
-Hej Tony – uściskałam go na powitanie. Zapewne jeszcze bym go nie puszczała, ale on sam się wyrwał i schował za Rhodeym. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale wkrótce zrozumiałam. Na horyzoncie, pojawiła się Withney.
-Tylko nie ona- jęknął mój przyjaciel, chciał już uciekać, ale niestety ona go zobaczyła. Podbiegła do niego i uściskała a później przemówiła.
-Ah, tutaj jesteś. Widziałam cię jak szłeś do szkoły. Wołałam cię, a ty zacząłeś biec
-Tak, bo widzisz…spieszyłem się…żeby…się nie spóźnić
-To kiedy wyjdziemy gdzieś razem? Może do…- ale ona przynudza. Nic dziwnego że Tony jej uciekał. Jeny, ale ona ma tupet. Gdy blondyna nawijała i nawijała, Tony przybliżył się do mnie i szepnął.
-Pomóż, proszę
Eh ci faceci, zawsze trzeba ich wyciągać z tarapatów.
-…to kiedy, może jutro?- ciągła Withney.
-Wiesz co, on ma już plany na jutro i na caaałe dwa tygodnie- zaczęłam improwizować.
-Tak? A czym jest tak zajęty?- spytała Withney patrząc na mnie groźnym wzrokiem.
-Pomagam mu w angielskim. On tyle lekcji opuścił, a przeciesz za dwa tygodnie piszemy sprawdzian – o tak, jak ja lubiłam tą jej minę.
-Naprawdę?- teraz spytała Tony’ego.
-Tak
-Jaka szkoda
A teraz się zabawimy.
-Withney?- zwróciłam się do niej – dasz mi swoje zdjęcie?
-A po co ci?
-Bo moja mama w Ufo nie wierzy i …- nie dokończyłam bo ktoś bezczelnie zatkał mi usta dłonią. Tak jak myślałam, to był Tony.
-Musimy już iść, na razie- Chłopcy pożegnali się z nią, a ja nie mogłam, a zrobiłabym jej takie pożegnanie że długo by je pamiętała. Ręka Tony’ego nadal spoczywała na moim ramieniu, jednocześnie zatykając mi usta dłonią. A co mi tam że nie mogę nic mówić, ważne że trzyma rękę na moich ramionach.
-To kiedy uczymy się tego angielskiego?- zapytał Tony.- Może jutro u ciebie?
-Dobra, to jutro o 18.
Po skończonych lekcjach, wyszłam sama z budynku szkoły.
Rozdział 1 :„Niespodzianka”
Ja i Rhodey byliśmy już w szkole. Czekaliśmy na Tony’ego, on jak zwykle gdzieś poleciał w tej swojej zbroi, niewiadomo gdzie. Kiedy ten chłopak zrozumie, że jak go wywalą ze szkoły, to straci swoją firmę.
-Jak myślisz, ile tym razem się spóźni?- wyrwał mnie z zamyślenie mój towarzysz.
-Pewnie w ogóle nie przyjdzie na pierwszą lekcje, znając jego – odpowiedziałam mu, ciężko wzdychając. To była najbardziej wkurzająca cecha Tony’ego. Nie traktował szkoły na poważnie.
Nagle ku naszemu zdziwieniu dostrzegliśmy go biegnącego w naszym kierunku. Przetarłam oczy, nie nic mi się nie zdawało, to rzeczywiście był on. Spojrzałam na zegarek w moim telefonie, było jeszcze 10 minut do lekcji. To niebywale, chyba po raz pierwszy jest tak wcześnie w szkole.
-Gdzieś ty był? – spytał Rody, gdy Tony do nas dobiegł.
-Musiałem załatwić kilka spraw- wytłumaczył, ledwo łapiąc oddech.
-Hej Tony – uściskałam go na powitanie. Zapewne jeszcze bym go nie puszczała, ale on sam się wyrwał i schował za Rhodeym. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale wkrótce zrozumiałam. Na horyzoncie, pojawiła się Withney.
-Tylko nie ona- jęknął mój przyjaciel, chciał już uciekać, ale niestety ona go zobaczyła. Podbiegła do niego i uściskała a później przemówiła.
-Ah, tutaj jesteś. Widziałam cię jak szłeś do szkoły. Wołałam cię, a ty zacząłeś biec
-Tak, bo widzisz…spieszyłem się…żeby…się nie spóźnić
-To kiedy wyjdziemy gdzieś razem? Może do…- ale ona przynudza. Nic dziwnego że Tony jej uciekał. Jeny, ale ona ma tupet. Gdy blondyna nawijała i nawijała, Tony przybliżył się do mnie i szepnął.
-Pomóż, proszę
Eh ci faceci, zawsze trzeba ich wyciągać z tarapatów.
-…to kiedy, może jutro?- ciągła Withney.
-Wiesz co, on ma już plany na jutro i na caaałe dwa tygodnie- zaczęłam improwizować.
-Tak? A czym jest tak zajęty?- spytała Withney patrząc na mnie groźnym wzrokiem.
-Pomagam mu w angielskim. On tyle lekcji opuścił, a przeciesz za dwa tygodnie piszemy sprawdzian – o tak, jak ja lubiłam tą jej minę.
-Naprawdę?- teraz spytała Tony’ego.
-Tak
-Jaka szkoda
A teraz się zabawimy.
-Withney?- zwróciłam się do niej – dasz mi swoje zdjęcie?
-A po co ci?
-Bo moja mama w Ufo nie wierzy i …- nie dokończyłam bo ktoś bezczelnie zatkał mi usta dłonią. Tak jak myślałam, to był Tony.
-Musimy już iść, na razie- Chłopcy pożegnali się z nią, a ja nie mogłam, a zrobiłabym jej takie pożegnanie że długo by je pamiętała. Ręka Tony’ego nadal spoczywała na moim ramieniu, jednocześnie zatykając mi usta dłonią. A co mi tam że nie mogę nic mówić, ważne że trzyma rękę na moich ramionach.
-To kiedy uczymy się tego angielskiego ?- zapytał Tony .- Może dzisiaj u Ciebie ?
-Dobra, to o 18.
Po skończonych lekcjach, wyszłam sama z budynku szkoły. Przez cały dzień nie oddziałam się do Tony’ego, do Rody’ego owszem, ale do niego, nie. Niech się w końcu zdecyduje, bo ja mam dość towarzystwa Withney.
Na dworze rozpadało się, a ja nie miałam przy sobie żadnej kurtki. Nagle usłyszałam jak ktoś do mnie biegnie. Tym kimś był mój niezdecydowany kumpel. Miał na sobie czarną kurtkę. Ściągnął ją i podał mi.
-Masz, nie zmokniesz – mówiąc to posłał mi jeden ze swoich uwodzicielskich uśmiechów. Włożyłam jego kurtkę i od razu zrobiło mi się cieplej.
-Czemu w ogóle za mną pobiegłeś?
Nie odpowiedział. Szliśmy w milczeniu całą drogę do mojego domu. Widziałam jak mój towarzysz moknie w deszczu. Szedł ze spuszczoną głową i rękami w kieszeniach. Nie miałam odwagi, by coś powiedzieć. Doszliśmy do mojego domu i gdy miałam oddać mu kurtkę, zatrzymał mnie.
-Oddasz później.
-Dobra, to do jutra – pożegnałam się z nim i wbiegłam do domu. Przez okno w ganku, patrzyłam jak deszcz przybiera na sile, a on jak gdyby nigdy nic idzie prosto przed siebie.
-Witaj Pepper jak tam w szkole? – spytał mnie mój ojciec.
-Dobrze, nie narzekam
-A skąd masz taką kurtkę?
-To mojego kolegi, widział że nie mam swojej a pada, więc mi ją pożyczył.
-Jaki kolega, opowiedz mi – mój tata objął mnie ramieniem i razem usiedliśmy na kanapie, w salonie. Kłamać, czy mówić prawdę? Pytała się sama w myślach. Zaraz będzie mnie ojciec pouczał.
-T-Tony – wydukałam.
-Jaki?
-Stark.
-Uuuu, to widzę że kręcą cię bogaci.
-Nie, no coś ty. To mój przyjaciel.
-Ok, na razie kupuje ten kit . A i jeszcze jedno. Wszystkiego najlepszego – uśmiechnął się do mnie, poczym wstał i udał się do kuchni. Ja nie myśląc wiele, popędziłam na góre do mojego pokoju.
Nie zauważyłam jak wybiła godzina 18, wyjrzałam przez okno i stał tam samochód należący do Starka.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Tata poszedł do pracy więc jestem sama.
Kiedy otworzyłam drzwi ujrzałam Tony'ego, który natychmiast się do mnie uśmiechnął. Gestem ręki zaprosiłam go do środka i od razu poszliśmy do mojego pokoju.
-To od czego zaczynamy ?-zapytałam.
-Od początku, bo przecież opuszczałem zajęcia.- odpowiedział z ironią.
-A co innego miałam wymyśleć, co? Tony nic nie odpowiedział więc wzieliśmy się za naukę .
Było około 24.00 nie mogłam wytrzymać i zasnęłam tak jak Tony.
Następnego o 6.00 dnia gdy się obudziłam leżałam wtulona głową w nagi tors Tony'ego, a jego prawa ręka otulała mnie , tak , że musiałam go obudzić.
-Tony , wstawaj ! - krzyknęłam mu nad uchem.
-Już wstaje , wstaje. - powiedział z ociąganiem.
-Tony wstawaj dzisiaj Piątek, idziemy do szkoły!
-Dobra, już idę.- po czym wyszedł z domu po cichu by nie obudzić rodziców Pepper.
Podeszłam do szafy, a następnie pognałam do łazienki. Po 20 minutach, byłam gotowa do wyjścia.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, więc mama, poszła otworzyć.
-Skarbie, Tony i Rhodey już są – zawołała.
Ja nie myśląc wiele założyłam plecak na ramię i pobiegłam założyć tenisówki. Nie chciało mi się wiązać sznurówek więc przez przypadek nadepnęłam na jedną i wpadłam wprost na Tony’ego. Kurcze, dlaczego to zawsze on musi stać w miejscu, gdzie ja powinnam zaliczyć glebę?!
Powoli otworzyłam oczy i zauważyłam iż wyglądałam tak jakbym się Tony’emu rzuciła na szyję. Ale nie to przyprawiło moje serce palpitacji. Otóż ja i Tony stykaliśmy się nosami. Gdy tylko kapłam się o co chodzi, spłonęłam rumieńcem.
-Następnym razem zawiąż buty, jeśli nie chcesz go zabić – Rhodey zaczął się śmiać, za co nasz geniusz posłał mu groźne spojrzenie.
Poczułam jak Tony lekko rozluźnia moje ręce. Ja cała czerwona oddaliłam się od niego i związałam buty, by ta scenka nie powtórzyła się po raz kolejny. Chociaż, to było nawet całkiem fajne.
Na dworze panowała miła atmosfera. Słońce świeciło pełnym blaskiem, a na niebie, praktycznie rzecz biorąc, nie było żadnych chmur. Jedynie gdzie niegdzie można było dostrzec niewielkie, białe obłoki. Idąc do szkoły, tryskałam radością. Otóż naszego nauczyciela matematyki, nie będzie ponad dwa tygodnie. Nawet nie wiecie jak ja się z tego powodu cieszę. No, Tony to już nie bucha takim entuzjazmem jak ja. On to matmę lubi, ja przeciwnie. Nie znoszę. Ale po co mi matma w życiu? Hmm? Żeby znaleźć pracę? Po co wystarczy mi geniusz za męża. Nie no żartuję.
Za niecałe pięć minut, doszliśmy do budynku znienawidzonego przez większość uczniów.
Zadzwonił dzwonek i zaczęła się pierwsza lekcja. Matematyka. Na szczęście nie było nauczyciela, wiec przyszedł jakiś koczkodan na zastępstwo. Lekcja minęła szybko. Potem była historia a raczej histeria.
Na historii:
O matko, proszę, zlitujcie się nade mną. Ta babka nawet nie wie jak nas katuje. I w dodatku rozdzieliła nas na grupy! Ja byłam z Lilly(to moja najlepsza przyjaciółka), Withney i Happym. To była najgorsza lekcja. Ileż można gadać o jednym i tym samym? O tym kiedy wybuchła druga wojna światowa, mówiła już chyba z dziesięć razy, jak nie lepiej. Tak mi się spać chciało, jak nie wiem co. Dojże zasnęłam o czwartej nad ranem, to jeszcze musiałam się o siódmej obudzić.
Z utęsknieniem czekałam na dzwonek, który był przedostatnim dzwonkiem w tym tygodniu. Spojrzałam na zegarek w klasie. Mój wzrok skierował się na cienką wskazówkę. Jeszcze 10 sekund. 9…8...7, hmm, gdzieś już to słyszałam. 3…2...1…
-Taaaak! Nareszcie weekend! - wstałam z krzesła i wrzasnęłam na całą klasę. Powoli otworzyłam oczy i zauważyłam że cała klasa, łącznie z nauczycielem, gapią się na mnie jak na wariatkę. Jak widać, tylko ja wybuchłam takim entuzjazmem.
-Panno Potts, za karę zagrasz główną role w przedstawieniu „Romeo i Julia”– powiedziała nauczycielka.
Na te słowa ja otworzyłam buzie ze zdziwienia, a Tony zaczął się ze mnie śmiać.
-Czy to aż tak zabawne Panie Stark? Może Pan się już szykować do roli – nauczycielka rozejrzała się groźnie po sali i dodała : - Czy ktoś jeszcze chce za kare grać w sztuce? Nie? Wyjdźcie.
Pani od języka angielskiego prowadziła również zajęcia teatralne, więc nic dziwnego że wybrała taką kare, a szczególnie że nikomu się jakoś nie śpieszyło by zagać w jej przedstawieniu.
Po tej jakże ciekawej lekcji wyszliśmy na korytarz. Przerwa była dość długa, bo trwała aż pół godziny.
-Nie ma mowy. Nie mam czasu na jakieś bzdety – oznajmił Tony.
-Już widzę Pepper na scenie „O mój Romeo” – zaczął mnie naśladować Rhodes. Nie mam zamiaru grać jakiejś babki, która później umiera.
-Przymknij się – warknęłam
- Albo Tony „Biorę cię za słowo: Zwij mię kochankiem”– nie no koleś ma z nas tylko ubaw. Dlaczego padło na mnie? Zapamiętać : Nie drzeć się pod koniec lekcji.
-I tak w tym nie zagram. Nawet tego nie znam – upierał się przy swoim nasz geniusz. Co on powiedział? Nie zna jednej z najpopularniejszej sztuki Szekspira? Nie no ludzie, nawet ja to znam, co raczej nie jest w moim stylu.
-Chodźmy się spytać Pani, czy nam odpuści. Już wolę siedzieć w kozie. Niż w tym grać – postanowiłam. Pójdę do nauczycielki i będę ją błagać na kolanach żeby nam odpuściła. Nie mam najmniejszego zamiaru w tym grać, a już na pewno, nie z Tonym.
W klasie…
-Proszę Panią? Czy moglibyśmy jakoś uniknąć tego?- spytałam z nadzieją w głosie. Kobieta tylko popatrzyła się na nas i odpowiedziała.
-Mam dwa powody dla których dałam wam te role…
-Ale ona mi nie jest potrzebna. Nawet się nie zgłaszałem.
-Pierwszy powód… - zaczęła chodzić po klasie, wymachując swoim długim szalem, jaki miała na szyi - …nie toleruje jakiegokolwiek hałasu na moich lekcjach. A po drugie… - podeszła do nas i odwróciła mnie i Tony’ego tak, byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy. W sumie to nie wiem jaki był jej zamiar.
-…to bylibyście piękną parą
-Co?! – krzyknęliśmy oboje, odwracając się przodem do Pani Jordan.
Nauczycielka nic nie odpowiedziała tylko z uśmiechem na ustach podała na stos kartek.
-To scenariusze. Pierwsza próba dziś po lekcjach. Nie spóźnij się Romeo – to z pewnością było skierowane do mojego towarzysza. Gdy tylko zniknęliśmy z oczu kobiecie, Tony zaczął przeglądać scenariusz. Nagle przystanął w miejscu. Zobaczyłam że stanął w połowie drogi i z otwartymi ustami wpatrywał się na jaką stronę. Podeszłam do niego, by dowiedzieć co go tak zatrzymało.
-I co wyczytałeś?- spytałam.
-Nie ma mowy. Nie będę cię całował przy całej szkole – powiedział stanowczo i wyrzucił kartki do pobliskiego kosza. Ja popatrzyłam się na niego a potem na scenariusz który trzymałam w rękach. No tak, Romeo i Julia to kochankowie, wiec nie ma najmniejszej mowy, żebyśmy to razem zagrali.
TIA866
Dodaj komentarz